wtorek, 7 września 2010

Jestem sobie przedszkolaczek...

... nie grymaszę i nie płaczę.
i w nagrodę od Taty dostaję piękny bukiet jeszcze letnich kwiatów. :)

Mamma natomiast w nadziei na łagodne przebrnięcie przez pierwszy przedszkolny sezon grypowy zabrała się za robienie (też pierwszy raz) przetworów na zimę.
Na(dobry mam nadzieję) poczatek ARONIA. :)

Sok wyszedł przepyszny. W 3 dni wypiliśmy 2 litry, co mnie trochę martwi, bo jeżeli utrzymamy takie tempo to zapasy skończą nam się z dniem 1 października.:)
W każdym razie bardzo polecam. Do aronii dodałam pomarańcze i liście wiśni, które w 100% zniwelowały aroniową goryczkę.( nawet bez przemrażania!)

Żal było wyrzucać wyciśniętą aronię, więc dodałam jeszcze kilka jabłek i zrobiłam konfiturę.


A tu już pierwsza "ubrana" konfiturka. :)
Trzymajcie kciuki, żeby nic nam się nie zepsuło. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz